poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Czwórka.

Obudził mnie cichy śmiech Erika. Z trudnością otworzyłam swoje oczy. Zobaczyłam leżącego obok mnie chłopaka, a na jego klatce piersiowej spoczywała Emily. Mimo, że jakoś nigdy nie śpieszyło mi się do dzieci i w ogóle do tego "dorosłego życia" to teraz śmiało mogę powiedzieć, że mogę ułożyć sobie swoje przyszłe życie z piłkarzem. Moja głowa znalazła miejsce na jego ramieniu. Uśmiechnęłam się i wzięłam małą na ręce. 
-O której przyjechali?- spytałam słysząc czyjeś głosy na dole.
-Po piątej, ale tak słodko spałaś z małą, że nie miałem serca Was budzić- zachichotał
-Ej no, prosiłam, żebyś mnie obudził- udałam obrażoną, ale chłopak nic sobie z tego nie zrobił i zabierając małą zszedł na dół zostawiając mnie samą w pokoju. Zgarnęłam z szafki jego telefon, żeby sprawdzić, którą mamy godzinę. Zobaczyłam jego nową tapetę, a masz babo placek! Nie przyznał się nawet, że zrobił nam zdjęcie. Już po chwili wszedł do pomieszczenia bez tej małej kruszynki. Wszedł na łóżku i pocałował mnie. Oddawałam jego pocałunki, jednak przerwał nam pewien głos. To Sophie, weszła do pokoju z zamiarem zawołania nas na śniadanie, ale jak szybko weszła tak wyszła z niego speszona. Zachichotaliśmy i doganiając siostrę Erika przy okazji ją przepraszając zeszliśmy na dół.
-Dzień dobry- powiedziałam nieśmiało do wszystkich zgromadzonych.
-Cześć Hana, siadaj, Erik zdradził, że podobno twoim jedynym śniadaniem są płatki- uśmiechnęła się mama piłkarza, a ja zauważyłam, że wszyscy jedzą jajecznicę oprócz mnie. Skarciłam wzrokiem Erika, na co ten posłał tylko jeden ze swoich najcudowniejszych uśmiechów, o nie tym razem na mnie nie zadziała! 
-Tak wracając do tematu, jak się poznaliście?- spytała z ekscytacją Sophie
-W klubie, ale na początku nie zrobił na mnie jakiegoś wrażenia, ale był strasznie uparty- zachichotałam, co po chwili zrobili wszyscy zgromadzeni, oprócz Durma, bo ten udawał obrażonego-No, ale pojechałam po raz pierwszy z tatą na trening, a tam znowu Erik, no i to już nie był przypadek-uśmiechnęłam się prosto w oczy mojego chłopaka.
-No to młody, masz widzę łagodniej u trenera- uzasadnił przyszły mąż Sophie
-Chciałoby się, ta mała franca na każdym kroku na mnie skarży-oburzył się 
-Wcale nie!- zaprzeczyłam wyciągając małą z leżaczka, podziękowałam za śniadanie i wspólnie z Emily poszłam na górę, żeby ubrać się w normalnie ubrania, w przeciwieństwie do najmłodszego z rodzeństwa Durm, mu nie przeszkadzało paradowanie po całym domu bez koszulki. Rozumiem, umięśniona klata, ale bez przesady. Kiedy wkładałam małą do łóżeczka poczułam czyjeś ręce na swoich ramionach.
-Kloopowa, robisz postępy, nie paliłaś już prawie 15 godzin- śmiał się ze mnie mój chłopak, ale mi wcale do śmiechu nie było. To już było uzależnienie. Po chwili chłopak podskoczył i zaczął krzyczeć mam pomysł. Czyli jakaś żarówka pojawiła nad tą jego dużą, ale pustą główką.
-Zdaję sobie sprawę, że palenie to nałóg, więc trzeba zamienić go czymś innym, więc już nie palisz, ale w zamian za to codziennie rano biegamy- odparł dumny, a moja podświadomość głośno westchnęła mówiąc "Myślałam, że wymyśli coś o wiele gorszego", biegałam od zawsze, w końcu zawodowo trenowałam siatkówkę, więc musiałam mieć odpowiednią formę, ale nie wracajmy do niej, nie teraz. Z trudem pożegnaliśmy się z Emily, uprzedzając jej rodziców, że niedługo po nią wpadniemy. Mama Erika napakowała nam "na drogę" całą blaszkę ciasta i oczywiście zabranie go zostało mi, no bo blondyn wyrzekł się, że on musi się zdrowo odżywiać, szkoda, że nie przypomina sobie, jak to ostatnio smakowała mu pizza w moim domu. Pełni żywności wreszcie wyszliśmy z domu moich niedoszłych teściów, kto wie może kiedyś się nimi okażą. W drodze do samochodu spotkał nas jeszcze siarczysty deszcz. Wypowiedziałam wiązankę brzydkich słówek, bo kiedy zdążyłam dojść do samochodu byłam już cała mokra. Zapamiętać na przyszłość- następnym razem nie pozwól mu wybierać miejsca parkingowego. Drogę do mojego domu przebyliśmy rozmawiając o planach na następny dzień, ja kończyłam szkołę dość późno, a chłopak szybko trening, więc postanowiliśmy, że to on przyjedzie po mnie. Oboje również cieszyliśmy się, że rodzina miło mnie przyjęła. Chociaż Erik od początku nie miał do tego żadnych zastrzeżeń. Deszcz był coraz mocniejszy, niebo stało się już ciemno granatowe, a słońce nie dawało po sobie jakiegokolwiek znaku. Wycieraczki, choć chodziły na najwyższych obrotach nie miały zamiaru ukazywać drogi. W końcu cali i zdrowi podjechaliśmy pod mój dom. Światło w kuchni paliło się, czyli rodzice są już w domu.
-Wejdziesz?- spytałam równocześnie szukając swojego telefonu, który zapodział się gdzieś w głębi samochodowego fotela.
-Nie, musisz pogadać z rodzicami, my widzimy się jutro, pięć po piętnastej pod Twoją szkołą, tak?- zapytał przy okazji podając mi mój telefon, który jak się okazało schowałam w schowku, ale zaraz zaraz, zdziwiły mnie jego słowa, czyżby znał jakieś szczegóły wyjazdu moich rodziców do Dortmundu? Nie pytałam się go o to, bo i tak wiedziałam, że niczego się dowiem. Uprzednio wychodząc z samochodu i rzucając szybkie "dobranoc" pędem pobiegłam do domu. Na całe szczęście nie wdepnęłam w żadną kałużę, bo moje białe conversy zapewne by tego nie przeżyły. Wchodząc do domu usłyszałam ciszę. Oho, czyli coś poważnego. Zobaczyłam tatę siedzącego przed wielkim drewnianym stołem w kuchni, po chwili do niego dosiadła się mama.
-Hana, wyprowadzamy się z Mainz- powiedział poważnie mój tata, wyprowadzamy się z Mainz, wyprowadzamy się z Mainz, te słowa cały czad dudniły mi w głowie.

Już nie będzie tak słodko jak było mała...


____________________________________________________
Długi, a o niczym :(
Kiedy na prologu było 9 komentarzy, myślałam, że będzie
tak cały czas, no ale trudno, nadal zamierzam pisac tego
bloga (przepraszam, że tak tragicznie, ale trudno).
Tak, nie mogło byc za długo tej sielanki, ale jeszcze
później ona będzie, aż czasem za dużo <3
Kochu <3!
ps. Trzymamy kciuki za jutrzejszy mecz w Pucharze! <3